Eksperyment z Fasting-Mimicking Diet

Jakiś czas temu na blogu pojawiło się doniesienie o użyciu Fasting-Mimicking Diet w leczeniu cukrzycy. Epigenetyczne mechanizmy opisane w źródłach wyglądały obiecująco i niepodważalnie naukowo. Zachęcony dobrodziejstwami oferowanymi przez tak prosty środek postanowiłem spróbować wcielić terapeutyczną dietę w życie. Ale zacznijmy od początku…

Pod koniec października spotkałem dawno niewidzianego znajomego, znaliśmy się z treningów ogólnosprawnościowych zwanych przez niektórych „modliszką”.  Przywitał mnie szczerym uśmiechem i serdecznym powitaniem: „O k…., ale się spasłeś!”. Oczywiście mimo małej używalności lustro w domu jest. Zdawałem sobie sprawę, że do najszczuplejszych nie należę, acz fakt ten był raczej drugorzędny, lub nawet dalej-rzędny, gdyż umysł zaprzątały inne, wcale nie małe, troski. Nie rozpamiętując zbyt długo słów kolegi otrzymałem kolejny „impuls motywujący”. Niedługo po Wszystkich Świętych na chwilę wysiadły windy w budynku, w którym pracuję. Jako szczęśliwy posiadacz dwójki nóg nie przejąłem się tym zupełnie i śpiesznie podążyłem do biura kilka pięter wyżej. Nie znalazłem nic dziwnego w lekkiej zadyszce wywołanej pośpiechem, ale delikatne kłucie w okolicy mostka szybko przypomniało mi punkty oceny ryzyka sercowo-naczyniowego wpojone na uczelni. Stanąłem na wadze. Urządzenie nie było pewne, pokazało trzy jedynki i migające pół kilograma zaraz za nimi. 0,5 pojawiało się i znikało, pojawiało, aż w końcu pozostało na miejscu. 111,5 kg przy 175 cm wzrostu. Mógłbym opisać delikatniej myśli, które nawiedziły mój strapiony świeżo poznanym faktem umysł. Jednak w duchu szczerości przyznam szczerze co wtedy pomyślałem: „O k…, ja p… ale się spasłem.”

Pierwszym działaniem naprawczym po przeprowadzonej kontroli było usunięcie z diety słodyczy. Wówczas wydawało się to krokiem adekwatnym i spektakularnym. Częste ważenie wcale nie pomagało, właściwie brak słodyczy nie pozostawił żadnego wymiernego wpływu w pierwszym tygodniu stosowania. Doszły ćwiczenia dla grubasów (łatwe do znalezienia w internecie) oraz redukcja widocznego tłuszczu w pokarmach. Brak widocznego efektu. Pozornie. Najważniejszym efektem  było uświadomienie sobie potrzeby poprawy kondycji zdrowotnej. Mózg przestawił się na tryb priorytyzacji zachowań sprzyjających schudnięciu. Słodycze zniknęły, nie było masła, tłustych wędlin. Waga cały czas oscylowała w okolicach 108-110 kg. Przyszło Boże Narodzenie. „No to teraz się nażrę a po świętach ścisła dieta!” Na szczęście bozia dała umiejętność dopuszczania drugiej myśli. Była to myśl krótka i bardzo, bardzo twarda. „Nie.” Świąteczne potrawy zostały popróbowane malutkimi garstkami. A ja byłem głodny i śmiałem się tylko w środku, że nikt nawet nie zauważył.

Po świętach stosy przeróżnej literatury, programy, diety, hasła typu „odchudzamy się jedząc” itp, itd. Jako, że posiadam pewne zaplecze wiedzy z zakresu metabolicznego funkcjonowania organizmów czytane informacje nie do końca do mnie trafiały. Internet jest pełen informacji, zwłaszcza tej bezwartościowej. Tak czy owak – próbowałem. Pięć posiłków – otręby, chude sery, marchewki. Wytrzymałem kilka tygodni, radosny stanąłem na wadze. Schudłem kilogram. Poirytowanie to najbardziej zeufemizowany opis jaki przychodzi mi do głowy. „Coś tu nie gra, szukamy dalej” – w ten sposób rozpocząłem research. Okazało się, że winę ponosiła wątroba, stłuszczone narządy i spożycie dużej ilości wody. Zapas glikogenu był tak duży, że rezerwuary adipocytarne pozostały niemal nietknięte, nawodnione tkanki ważyły praktycznie tyle samo co przed dietą. Nie chcę w ten sposób odstręczać od picia wody – jest bardzo ważne i kluczowe dla zdrowego trybu życia. Nadmieniam jedynie, że chudnięcie rozpocznie się z opóźnieniem. Dzięki przeprowadzonemu rozpoznaniu trafiłem także na informacje dotyczące diety imitującej poszczenie i jej wpływowi na odbudowę trzustki. „Czemu nie” pomyślałem, druga myśl: „Zdecydowanie tak”. W swej łaskawości los dostarczył w tym okresie potężnych czynników motywujących, które wysyciły niezbyt silną wolę litą stalą.

Fasting-mimicking diet opiera się bardziej na nie-jedzeniu niż powolnej redukcji masy. Wtorki i czwartki to dni postu, dozwolone są warzywa i owoce – przed południem, potem tylko woda. Środę i piątek – dni następujące po poszczeniu rozpoczynamy treningiem bez śniadania, pierwszy posiłek spożywamy po południu – ja najczęściej wybierałem jedno z wymienionych: puszka tuńczyka, pół kostki odtłuszczonego sera, gotowany indyk lub brokuł. Drugi posiłek około godziny 17 – kubek zupy – najlepiej na wywarze z ryby, lub innego mięsa, bogatej w warzywa ale bez tłuszczu. Poza środą i piątkiem śniadania są bardzo ważne, mają dostarczyć błonnika i energii na pól dnia, nie mogą być jednak obfite. Moim pomysłem jest śniadanie złożone z garści granulowanego błonnika spożywczego (ew. lnu) z dodatkiem mleka wzbogaconego w pół łyżeczki mieszanki leucyny, waliny i izoleucyny. Można też zjeść kromkę żytniego chleba i popić jajkiem rozbełtanym w mleku – smaczne i szybkie śniadanie. Z niezalecanych zmian w diecie – dodałem kawę, próbowałem zastąpić ją suplementem w tabletce – to jednak nie to samo.

Do tego ruch. Ćwiczenia takie na jakie pozwala nam stan zdrowia – ale dużo i konsekwentnie.

Bilans lutego to 10,5 kg straconej masy, marzec – 9,5 kg, kwiecień – 7 kg. W połowie maja waga wskazywała 75,5 kg. Potraktowałem to jako sygnał do skończenia odchudzania. W przeciągu dwóch tygodni normalnego (lecz bardzo skromnego!) odżywiania i organizm przybrał prawie 10 kg.

Doszły treningi ogólnorozwojowe na nieco wyższym poziomie (sztuka ośmiu kończyn), indyk stał się podstawowym jedzeniem a obfitość warzyw i owoców związana z okresem lata pozwala cieszyć się smacznym jedzeniem, gdy inni zajadają się karkówką z grilla. Od czerwca ważę około 80kg.

Faktem jest, że nie każdy metabolizm jest taki sam, prawdą jest iż niektórzy mogą jeść obficie i nie tyć. Lecz jedno pozostaje niezmienne: jeśli ograniczymy kaloryczność produktów i zwiększymy potrzeby energetyczne organizmu ćwiczeniami to prędzej, lub później na pewno schudniemy. Tu nie ma żadnych niesprawiedliwości a za włożony trud otrzymamy godną rekompensatę.

Użytkownik9

 

Dodaj komentarz